A A A

Kolekcjonowanie fantastyki

Kolekcjonowanie fantastyki : zmierzch to czy już noc?; SFinks.- 2018, nr 58, ss. 5

Miarą stosownego obchodzenia się z życiem jest ilość stymulantów będących rezerwuarem potencjału dla mądrych decyzji i odpowiedniego wykorzystania zdobytej wiedzy. Jej źródła przybierają rozmaitą formę, a usposobienie ich użytkowników decyduje o tym, w jakiej formie tę wiedzę utrwalamy (i czy w ogóle to robimy). Kolekcjonowanie przedmiotów może stać się zasadniczym podłożem dla wyrobienia bądź usprawnienia odruchów pogłębiania swoich kwalifikacji w takiej czy innej dziedzinie. Pomijając niewątpliwe ryzyko uzależnienia od posiadania (które zawsze jest niebezpieczne), przyznać należy, iż obcowanie z przedmiotem może wzmocnić naszą orientację na różnych obszarach wiedzy. Zgodnie z zależnością występującą w procesie poznawczym (zdobywanie-pogłębianie-utrwalanie), można przyjąć założenie, że łatwy dostęp do źródła wiedzy jest wyjątkową zaletą.

Oczywiście, inny walor poznawczy będzie miał znaczek pocztowy, a inny książka. Nie mniej jednak wydaje się, że zbieractwo zorientowane na obiekt zachęcający do poszukiwań ma głęboki sens. W jednym z dawniejszych numerów fanzinu „Fantom” Tomasz Kołodziejczak zwrócił uwagę na rosnący brak zainteresowania obiektem kolekcjonerskim w polskim fandomie. Uznaje tam min., że za taki stan rzeczy odpowiedzialne są min. zaniżone ceny antykwarycznych edycji kultowych tytułów oraz – w jakimś sensie – transfer potencjalnych kolekcjonerów z obszaru bibliofilskiego do gadżetowego (karty, figurki etc.). Przyznaje też, że bibliofile fandomowi nie wytworzyli takich zachowań, które mogłyby przypominać postawę np. kolekcjonerów sztuki, traktujących swe zbiory jako lokatę kapitału.

Dziś sytuacja wygląda jeszcze gorzej; obecność Internetu (a więc szybkiego dostępu do informacji i elektronicznych wersji publikacji), pobieżność w analizie źródeł, a także brak ich weryfikacji, jest naturalnym następstwem (a może przyczyną?) swobodniejszego (czytaj: bardziej lekceważącego) podejścia do obiektu hobbystycznych namiętności. Stąd też (między innymi) zanikająca obecność antykwariuszy na imprezach fandomowych i brak giełd, które były znakiem firmowym dawniejszych edycji konwentów. Księgarni też mało, duża ich część przypomina stoiska z trochę lepiej zaopatrzonych jarmarków, pełne zbędnych (oceniając walory poznawcze) figurek, pasków, smoczych ogonów, koszulek, plastikowych napierśników i drewnianych mieczy. No dobrze, drewniane miecze też można kolekcjonować. Tylko, że chyba nie to chodzi. Poza tym, pisząc niniejszy tekst, mam na myśli głównie książki i (lub) czasopisma.

(fragment całości)
 

2009-2018 Artur Nowakowski :: webdesign - grafika